poniedziałek, 28 lipca 2014

Rocznice, jubileusze, ale przede wszystkim- dobra Muzyka, dużo dobrej Muzyki!

    Dzisiaj chciałam trochę opowiedzieć o wydarzeniu, które miało miejsce w miniony weekend, a mianowicie o XVI Festiwalu im. Ryśka Riedla. Spełniło się jedno z moich muzycznych marzeń (jak do tej pory największe z nich) i udało mi się spędzić sobotnie popołudnie w towarzystwie tak przeze mnie ukochanych rockowo-bluesowych dźwięków, świetnych ludzi, a także- złożyć hołd wspaniałemu wokaliście. 
   Sobota była drugim dniem Festiwalu, gdyż w tym roku wyjątkowo trwał on 3 dni, a nie, jak w poprzednich latach, 2. Wyjątkowości dodało mu także to, iż na bieżący rok przypada zarówno 20. rocznica śmierci byłego lidera grupy Dżem, jak i 20. urodziny zespołu jego syna, czyli grupy Cree. Co muzycznego działo się na terenie Pól Marsowych w chorzowskim Parku Śląskim? W sobotnie popołudnie i wieczór zagościli tam zespół Sold My Soul, The Riders, kultowy już Kult, a imprezę zamykał jubileuszowy koncert Sebastiana Riedla&Cree. Jakie wrażenia? Dla mnie oczywiście niesamowite! Od lat jestem fanką Ryśka, Dżemu, od niedawna także Bastka, ale dopiero w tym roku po raz pierwszy wybrałam się na ten Festiwal organizowany i Ku Pamięci, i Ku Przestrodze. Podczas koncertów byłam w siódmym niebie: dobry rock, blues, ludzie tacy jak ja- wszystko dla mojego muzycznego idola. Co działo się w inne dni? Był rajd rowerowy, zlot motorowy, Leszek WinderKasa Chorych, Psy, Oddział Zamknięty... Żałuję, że mnie tam nie było, bo jak widać- warto nie opuścić ani jednego dnia! Niestety XVI edycja Festiwalu była wyjątkowa także ze względu na nieobecność zespołu Dżem- zespołu, który bez Ryśka by nie istniał, a już na pewno nie zaistniał. Nie znam szczegółów, wiem tylko, że była to ich decyzja, a nie brak zaproszenia ze strony organizatora. Nie chcę tego komentować, nie mając pełnej wiedzy na ten temat, ale nie powiem- zadra w sercu jest i pozostanie na długo. Mimo to, w sobotę spełniło się jedno z moich marzeń. Czego mi więcej trzeba?!
    Żeby jednak dodać temu wpisowi odrobinę więcej obiektywności, powiem zgodnie z prawdą, iż zaraz po przyjeździe do Parku Śląskiego w Chorzowie miałam mieszane odczucia. Cieszyłam się jak dziecko, ale czułam się także troszkę rozczarowana. Dlaczego? Trudno mi powiedzieć, czego dokładnie się spodziewałam, ale na ten Festiwal najlepiej jechać z paczką znajomych, na wszystkie dni, z namiotem... Ja pojechałam z tatą, który również jest fanem Riedla, rocka, Dżemu, trochę ostatnio słuchał Cree- przy okazji miałam darmową taksówkę na trasie Kraków-Tychy-Chorzów-Kraków. Okazuje się, że w takiej sytuacji, kiedy ktoś przyjeżdża na konkretny koncert, to zanim się on rozpocznie, po prostu można się trochę nudzić. Teren Festiwalu jest duży, jednak większą jego część zajmują sektory namiotowe, a tę mniejszą- kramy z koszulkami, biżu, torbami, jedzeniem, piwem, stoiska zespołów. Po jakiejś godzinie nie mieliśmy już za bardzo co robić, więc siedzieliśmy na trawie, obserwując zebranych ludzi i wydarzenia na scenie, choć do koncertu, na który czekaliśmy, zostało jeszcze sporo czasu. Oczywiście kiedy już zobaczyłam Kazika, a półtorej godziny później Bastka, złe wrażenie minęło. Pozostała tylko wyśmienita zabawa i szczęście. 
       Polecam wybrać się na Festiwal im. Ryśka Riedla, jeśli będą jego kolejne edycje, ale tylko wtedy, gdy ktoś rzeczywiście interesuje się jego osobą, muzyką rockowo-bluesową, i chce pojechać tam także dla jego pamięci, nie tylko dla dobrej zabawy oraz okazji do biwaku ze znajomymi. Ktoś chętny?















   Może spotkamy się tam za rok? :)

~Pta_szysko


  Zdjęcia są mojego autorstwa i są moją własnością.











środa, 16 lipca 2014

Muzyka zaślubiona z ekranem.

    Dziś nie wysiliłam się zbytnio i razem z tytułem podałam jak na tacy temat posta. Wybaczcie- to wszystko przez nieco dłuższą niż się spodziewałam przerwę w pisaniu w blogowej sferze. ;) Dla tych, którzy jednak nie od razu domyślili się o co chodzi, powiem krótko: dziś przedstawię Wam kilka melodii, piosenek- po prostu Muzykę- które znane są przede wszystkim z filmu lub serialu. Bardzo często jest tak, iż kojarzymy jakieś dźwięki tylko i wyłącznie dlatego, że słyszeliśmy je w kultowym przeboju kinowym albo w czołówce ukochanego sitcomu. Zapraszam więc na krótki spacer wraz z przewodnikiem po Muzyce zaślubionej z ekranem! :)

  • Moim pierwszym skojarzeniem, kiedy myślałam nad treścią dzisiejszego wpisu, było oczywiście He's a Pirate i Piraci z Karaibów. Muzykę skomponował Klaus Badelt, często za współautora(lub zamiennie autora) podaje się także Hansa Zimmer'a. Ten temat muzyczny stał się bardzo popularny, doczekał się mnóstwa gitarowych oraz klawiszowych coverów i jest najpopularniejszą melodią z filmu Piraci z Karaibów. Ktoś nie zna? Mam nadzieję, że jest to tylko pytanie retoryczne! ;)



  • Romantyczne dusze na pewno wyłapały wzruszającą piosenkę, którą śpiewa Celine Dione, płynącą wraz z bohaterami na pokładzie Titanica. Chodzi oczywiście o utwór My Heart Will Go On. Myślę, że większość ludzi podczas seansu na niej płacze, ale oczywiście większość nigdy się do tego nie przyzna. Nie wiem jak u Was, ale ta piosenka budzi we mnie jednoznaczne skojarzenia- Titanic! 


  • Przyszedł czas na kultowy już, obrośnięty niemałą legendą, serial i równie znaną piosenkę. Na pewno, a przynajmniej taką mam nadzieję, każdy widział choć jeden czarno-biały odcinek, nucąc pod nosem muzykę z czołówki. ....A my na tej wojnie, już sześć długich lat...- chodzi oczywiście o Balladę o pancernych, znaną także jako Deszcze niespokojne. Sprawa z osobą, z którą powinniśmy kojarzyć tę pieśń, jest trochę skomplikowana, gdyż autorem słów jest Agnieszka Osiecka, kompozytorem Adam Walaciński, a wykonawcą Edmund Fetting. Czterej pancerni i pies słyną z owej ballady i każdy kto ją gdziekolwiek usłyszy, dobrze wie, że mowa o Rudym 102 i Szariku.



  • Ten post nie obszedłby się bez słynnego The James Bond Theme. O rzeczywiste autorstwo wciąż trwają spory, niemniej jednak w większości przypisuje się je Monty'emu Normanowi, a pierwsze wykonanie- orkiestrze pod batutą Johna Barry'ego. Możemy usłyszeć go już w najstarszym filmie z 1962- Doktorze No. Cóż więcej mogę powiedzieć? Oto jeden z najsłynniejszych motywów filmowych na świecie.




  • Różowa Pantera! Któż jej nie zna i nie kocha? Tak samo jest z głównym saksofonowym motywem.  Gdy tylko słychać jego pierwsze takty, od razu przed oczami staje nam różowe, jakże urocze zresztą, stworzonko, o niebotycznie długim ogonie, zwinnym chodzie i zwariowanych przygodach. Przypominają się czasy dzieciństwa? Nie! Z Różowej Pantery, a przynajmniej z jej muzycznego motywu, nie da się wyrosnąć! :) 





  • Na koniec piosenka, która swoją sławę niezaprzeczalnie zyskała dzięki zaistnieniu w filmie i od tej pory jest kojarzona głównie z nim. A że i film kultowy, to nic złego w tym nie ma. The Time of My Life i finałowa scena Dirty Dancing stały się naprawdę nierozłączne! W rzeczywistości wykonują ją Jennifer Warnes oraz Bill Medley. Piosenka jest na wysokim poziomie i zapada głęboko w pamięć, co potwierdzają Oscar oraz Nagroda Grammy w kategorii Najlepsza piosenka, obie z 1988 roku. Wróćmy do niej na chwilę i... zakochajmy się w tych dźwiękach! 


    
     W tym momencie moja lista dobiega końca. Dlaczego? Bo jak teraz nie skończę, to tworzenie tego wpisu zajmie mi mnóstwo czasu! Przykłady utworów, które zyskały sławę, pojawiając się w filmie lub będąc specjalnie do niego napisane,można by mnożyć. Bo jest jeszcze chociażby Ojciec chrzestny, Gwiezdne wojny, Robin Hood, Zorro... Moją intencją nie było wymienianie ich wszystkich, a jedynie zwrócenie uwagi na to zaskakujące zjawisko, które osobiście nazwałam zaślubinami Muzyki z ekranem. Pokazuje ono korespondencję tych dwóch sztuk oraz to, jak mogą one być nawzajem sobie pomocne. Warto samemu stworzyć sobie listę takich tematów muzycznych czy piosenek. Po co? Żeby się nie zblamować, słysząc go nagle w radio czy na You Tube! :) 

~Pozdrawiam, Pta_szysko! 

Video dzięki Bloggerowym możliwością skorzystania z bazy You Tube.  Zarówno one jak i zdjęcia nie są mojego autorstwa, ani moją własnością.