sobota, 20 grudnia 2014

DIY, music version.

    DIY staje się w naszym kraju coraz bardziej popularne. Co to jest? Z języka angielskiego- "do it yoursel"-  a więc: zrób to sam. DIY wiąże się z wykonywaniem pewnych prac czy zadań samodzielnie. Choć najbardziej kojarzy się z domowymi przeróbkami ciuchów albo wykonaniem biżuterii, dotyczy także szeroko pojętego majsterkowania. Może wiązać się również z Muzyką- nagrywaniem własnymi możliwościami nagrań, płyt albo organizowanie różnego rodzaju imprez, koncertów bez sponsoringu. Dziś chciałam Wam pokazać to, co sama ze śmiechem nazywam `DIY advanced`. Na portalu You Tube można znaleźć bardzo interesujących, utalentowanych ludzi, którzy covery (albo nawet własne numery!) nagrywają od początku do końca samodzielnie. Moim ulubionym wykonawcą w tej kategorii jest Alex Goot. 



Kto? Alex Goot.
Skąd? Nowy Jork, USA.
Kanał na YT? gootmusic.
Od kiedy? wrzesień 2007
Co sam o sobie mówi? Everything you see + hear was produced and put together by me (and ocassionally some friends. (Wszystko, co widzicie i słyszycie zostało wyprodukowane i zrobione przeze mnie, a okazjonalnie także przez moich przyjaciół.)
Statystyki? 347 785 250 wyświetleń, 2 062 343 subskrypcji (a liczniki ciągle rosną...)
Inne strony? Oficjalna strona: gootmusic.com ; Facebook: /gootmusic ; Twitter: /alexgoot.

    Wstawianie swoich dzieł na YT dostarcza wiele korzyści. Można promować młode talenty, wspierać je finansowo (każde pieniądze z zakupów na iTunes trafiają bezpośrednio do kieszeni np. Alexa), a także budować ich karierę. Alex Goot, dzięki swojej ciężkiej pracy, zaangażowaniu i, co tu dużo mówić, talentowi wokalnemu oraz multiinstrumentalnemu w jednym, doczekał się swoich krążków( m.in Songs I Wish I Wrote vol. 1 i 2, Sensitivity EP, In Your Atmosphere, Wake up call), własnych piosenek oraz... tras koncertowych! To na prawdę jest coś. A wszystko dzięki założeniu konta na You Tube. 

Covery samodzielne: 






Covery we współpracy z przyjaciółmi:







Własne piosenki:








    Wydaje Ci się, że także masz muzyczny, wokalny talent? Może warto założyć konto na You Tube już dziś! To może przerodzić się w coś naprawdę wielkiego. 

~Pta_szysko


Zamieszczone zdjęcia nie są moją własnością- zdjęcia dzięki grafice Google. Video dzięki dostępowi do bazy YouTube!



poniedziałek, 15 grudnia 2014

Słoik pełen Dżemu.

   Tak, wiem. To już jest jakaś choroba, że po raz kolejny wracam do tematu tej grupy muzycznej. Po pierwsze- jakoś tak mi ciągle leżą na sercu. Po drugie- dziś mam ku temu stosowny pretekst. A mianowicie wczorajszy koncert Dżemu w Krakowie, na który z wielką radością się udałam, natchnął mnie do kilku słów refleksji oraz do podzielenia się z Wami informacjami o książkowych publikacjach na temat tegoż zespołu i spraw z nim związanych. Zapraszam na słoik wielosmakowego Dżemu i życzę smacznego!
  Krytycyzm wobec tego zespołu- notabene, jak wszyscy wiedzą, jednego z moich ulubionych- przyszedł z wiekiem. Zaczęłam zwracać uwagę na jakieś wady, nie wynoszę już na piedestał każdej ich piosenki czy każdego występu. Dlatego niedzielny występ oceniam pół na pół- jestem bardzo zadowolona, szczęśliwa i jeszcze żyję wspomnieniami wczorajszego wieczora, ale istnieje także pewne "ale". 


        
   Grudniowy koncert odbył się w jednym z budynków krakowskiego UJ- Auditorium Maximum. Oczywiście gmach duży, bardzo nowoczesny, jednak tę lokalizację oceniam bardziej na minus niż plus. Przede wszystkim- bilety z miejscami siedzącymi. I przez większą część publiczność siedziała, dopiero niecałą godzinę przed końcem- czyli na bisy- wstaliśmy. Tak naprawdę dopiero wtedy zaczęła się dla mnie prawdziwa zabawa!  Poza tym dobór tego miejsca sprawił, że część ludzi zamiast na luzie, ubrała się elegancko: spódniczki, szpileczki, koszule. Dlatego czułam się dosyć dziwnie w swoich trampeczkach i bluzeczce z logo zespołu. Choć nie byłam w takim stroju jedyna, to atmosfera jeśli nie ciężka, była co najmniej gęstawa. Drugą negatywną ocenę otrzymał ode mnie sam zespół, kiedy podstawową część występu zakończył... niewiele ponad godzinę po rozpoczęciu! Ja rozumiem, że bisy są zazwyczaj najlepszą częścią koncertu, dającą poczuć smak sławy, ale bez przesady. Skończyło się tak, iż Dżem na "bis" wychodził bez mała trzy razy, każdorazowo z kilkoma piosenkami. Kolejne "nie" mówię szybkiemu zniknięciu zespołu ze sceny. Niby deklarują, że to właśnie na koncertach rozdają autografy (ponoć chętnie!), ale ile razy na jakimś byłam, nigdy takowego wyjścia do publiczności się nie doczekałam. Ale skończmy już z surowymi sądami- koncert oczywiście był udany! :) Ogromny plus za dobór materiału- Dżemowcy grali stare kawałki, "ryśkowe" utwory na przemian z tymi najnowszymi. Oto chodziło- w końcu to koncert z okazji 35- lecia Dżemu. Bez wspomnienia o Ryśku i Pawle także się nie obyło, a to zawsze sprawia dobre wrażenie. Na plus jak zwykle kontakt Maćka z publicznością. Mechanizm "call and response" w pełni zadziałał, a kilka razy wokalista "zagadał" do słuchaczy w przerwach między programowymi utworami. Na koniec warto także wspomnieć o niezawodnym sklepiku dla fanów. Było w nim dosłownie wszystko: koszulki, kapelusze, plakaty, płyty, pieszczochy, książki, portfele, etui, kubki... Ten ostatni nawet nabyłam i mogę cieszyć się pyszną herbatką z Dżemowego kubka. Podsumowując- koncert miał wady oraz zalety, lecz wciąż sprawiał wiele radości i wzbudzał podekscytowanie. Jednak po tym, co przeżyłam na koncercie Kultu, wczoraj byłam na krótkiej rehabilitacji w  muzycznym sanatorium. ;)





   
   W kolejnej części tego posta chciałabym pokazać Wam wszystkie publikacje na temat Dżemu i "okolic", jakie posiadam w swojej bibliotece. Są to:
Ballada o dziwnym zespole
Rysiek(1999)
Rysiek(2014)
Biała i czarna legenda Ryszarda Riedla.




   O pierwszej wymienionej pozycji nie będę za dużo mówić, gdyż jedyna ta niejako "biografia" zespołu Dżem autorstwa Jana Skaradzińskiego jest wszystkim dobrze znana. Wydań Ballady o dziwnym zespole były trzy, każde rozszerzone oraz uzupełnione o nowe informacje, ostatnie (które ja właśnie mam) z rocku 2009. 
   Ciekawsze natomiast są trzy pozostałe pozycje. Dwie książki również Jana Skaradzińskiego o tytule Rysiek są o tyle istotne, iż są to w rzeczywistości dwa zupełnie inne wydania, dwie różne książki- tak pod względem grafiki, grubości, jak i treści. Najnowsza wersja jest prawie dwa razy grubsza, zawiera dodatkowy rozdział VI Jeszcze dokoła słychać Twój śmiech (czyli po), poza tym pozostałe rozdziały zostały poszerzone, zawierają wypowiedzi kolejnych nowych świadków, nowe informacje. 





Serdecznie polecam najnowszą publikację o Ryśku. Czyta się ją naprawdę dobrze, a stanowi doskonałe uzupełnienie wiedzy, zawiera ciekawe niuanse oraz pokazuje już w pełni kompletny obraz życia tego artysty. Poza tym naprawdę piękne wydanie i nowe ilustracje robią wrażenie, a ostatni rozdział, który sięga nawet roku bieżącego, jest tylko wisienką na torcie Ryśka (2014).

   Ostatnią książką na liście jest publikacja pracy magisterskiej Edyty Kaszycy pt. Biała i czarna legenda Ryszarda Riedla. Autorka ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Autentyczności dodaje to, iż miała szansę na żywo posłuchać Riedla, dość późno, ale jednak- w 1993 roku. Książka porównuje dwa medale życia wokalisty- muzykę, talent, sławę, rodzinę z uzależnieniem, narkotykami, chorobą, przykrymi aspektami sławy. Jest to ciekawe, obiektywne, naukowe spojrzenie. Poza tym może być perełką dla fanów Ryśka, gdyż książkę ciężko jest zakupić- sama przez przypadek trafiłam na nią kiedyś na Allegro. Warto do niej sięgnąć- stanowi nie tylko opis życia byłego lidera Dżemu, lecz także próbuje zanalizować, wyjaśnić, pozwala zrozumieć kolejne etapy jego życia. 







    Mam nadzieję, że fanów Dżemu oraz Ryszarda Riedla ten post zaciekawił, a nawet pozostawił pewien niedosyt i spróbują oni na własną rękę dojeść ten słoik Dżemu do końca. Z kolei pozostali, również mam nadzieję, nie czują jeszcze  "Dżemowych"mdłości, doceniając kolejny, tak mozolnie tworzony, wpis. Oczekujcie kolejnego w stosunkowo niedługim czasie! :)

Pta_szysko


Zamieszczone zdjęcia są mojego autorstwa i są moją własnością!

sobota, 8 listopada 2014

Kultowy Kazik, wersja 16.0

     Moja przygoda z Kazikiem zaczęła się dość późno. Za późno. Co najciekawsze- na początku byłam średnio zadowolona. Na tegorocznym Festiwalu im. Ryśka Riedla w Chorzowie tak się zdarzyło, że Kult supportował Cree. Z tego co zauważyłam, wiele osób przyjechało specjalnie, by posłuchać właśnie Kazika i jego zespołu, znanego z pomarańczowych tras. Nie powiem, że mi się nie podobało, ale nie byłam zachwycona występem pana Staszewskiego. Chyba nawet poszłam w trakcie się przebrać w coś cieplejszego- no bo ile można słuchać muzyki, która po części jest melorecytacją, po części krzykiem, a po części śpiewem? Ale jedna piosenka zapadła mi głęboko w pamięć. Nie mogłam uwolnić się od jej przeszywającego rytmu, mądrego tekstu i wokalisty, który w swoją robotę wkłada całe serce. Chodzi o piosenkę Prosto, dzięki której ściągnełam cały album. Potem wcześniejsze... Zaczęłam słuchać Kazika- i tak mi zostało. 





      Prosto to 16 w kolejności, wliczając albumy koncertowe, płyta zespołu Kult. Wydana została w maju 2013 roku, ale wciąż jest o niej głośno. Singlami promującymi nowy krążek były piosenki Układ zamknięty, Dobrze być dziadkiem i oczywiście piosenka tytułowa. Album już w niecały miesiąc po wydaniu zdobył złotą płytę.




  
      Krążek zawiera 16 kawałków. Zaliczymy go raczej do kategorii rock, choć trzeba przyznać, że melodie mają nadzwyczaj rozwiniętą jak na ten gatunek sekcję dętą. Co na płycie? Dużo dobrej muzyki- tak to opiszę w prostych słowach. Znajdziemy coś przebojowego, żartobliwego, ironicznego, poważnego, optymistycznego... To wielkie dzieło w dorobku kultowego zespołu, dostosowane do obecnych czasów. Grzegorz Kszczotek, wspołpracownik portalu Onet, tak mówi o albumie ProstoBez wątpienia to najlepsza płyta Kultu. Co najmniej od dekady. (...) Płyta urzeka świeżością. Pewnego rodzaju spontanicznością.(...) Brak zbędnego dźwięku czy słowa. Ta płyta żyje. Podpisuję się pod tym. Obiema rękami. :)
   Kult kojarzy nam się po pierwsze z Kazikiem Staszewskim, ale nie wolno zapominać, że wszyscy członkowie wykonali fantastyczną robotę.
KAZIK STASZEWSKI-wokal, saksofon.
JANUSZ GRUDZIŃSKI- klawisze.
TOMASZ GOEHS- perkusja.
PIOTR MORAWIEC- gitary.
WOJCIECH JABŁOŃSKI- gitary + mandolina, banjo.
TOMASZ GALZIK- saksofon.
JAROSŁAW WAŻNY- puzon.
JANUSZ ZDUNEK- trąbka.
IRENEUSZ WEREŃSKI- bass. 

    Jedyne co mogę jeszcze zrobić, żeby Was zachęcić do posłuchania, to wstawić ulubione kawałki z tej płyty i zaprosić na tegoroczną, kończącą się już niestety, Trasę Okołopaździernikową( Pomarańczową) zespołu Kult. Warto, bo koło Kultu nie da się przejść obojętnie. Jego magia dosięga każdego- prędzej czy później. Lepiej prędzej niż później.  








Link do całej recenzji Grzegorza Kszczotka TU.




~Ptaszysko

Zamieszczone zdjęcia nie są moją własnością- zdjęcia dzięki grafice Google. Video dzięki dostępowi do bazy YouTube!





środa, 20 sierpnia 2014

Mix czerwiec-lipiec-sierpień.

   Dawno nie dodawałam już postów tego typu, choć kiedyś miałam w zwyczaju robić to w miarę regularnie. Czasem był to sposób na szybki i łatwy post, częściej- chęć podzielenia się z Wami ulubioną Muzyką. Dzisiejszy wpis zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. Wakacji zostało już niestety mniej niż więcej, więc aby je trochę muzycznie podsumować, ułożyłam listę piosenek, które w tych letnich miesiącach mi towarzyszyły, chodziły po głowie, nie dawały spać i były odtwarzane non-stop co najmniej kilka dni z rzędu. Nie zawsze były to nowe kawałki; były przeze mnie nowo odkryte. Z tej mojej małej statystki wyszło, że sporo z tych piosenek, a nawet większość z nich, to nie rock ani nic w tym typie. Nie wiem czy to dobrze, ale zobaczcie sami: oto moje osobiste, subiektywne zestawienie top15 czerwiec-lipiec-sierpień! :)

1. Bob One- W co wierzysz.


2. Bob One feat. Pokahontaz- Przestań.


3. Kult- Prosto.


4. Major Lazer- Watch out for this.


5. Marika&Spokoarmia- Widok.



6. Mrozu feat. Tomson- Jak nie my to kto.


7. Ed Sheeran- I see fire.


8. Bas Tajpan- Trzy życzenia.


9. Pogodno- Orkiestra. 


10. KSU- Pijany gówniarz.


11. Black Bee- Black beat. 


12. Coldplay- Paradise. 


13. Dżem- Partyzant. 


14. Bob Marley- No woman no cry.


15. Ingrid Michaelson- You and I. 


   Tak wygląda moja letnia lista muzyczna. Robiłam ją z głowy, z pamięci, więc na pewno kilka utworów gdzieś mi umknęło, ale te najważniejsze są. Czas zamknąć ten rozdział i... szykować jesienną playlistę! :)
~Pta_szysko

Video dzięki Bloggerowym możliwością skorzystania z bazy You Tube.  Nie są mojego autorstwa, ani moją własnością.


środa, 13 sierpnia 2014

Wieś tańczy i śpiewa- disco polo, hit czy kit?

    Czytelnicy tego bloga pewnie są trochę zdziwieni i zdezorientowani: co taki gatunek Muzyki jak disco polo robi wśród gwiazd rocka i innych legendarnych muzyków? Jednak ci, którzy znają mnie osobiście, wiedzą, że już od jakiegoś czasu zwróciłam uszy w stronę tego gatunku. Nie żebym stała się zagorzałą fanką i puszczała 24/7 Polo TV, ale jedno Wam powiem- disco polo nie jest takie złe, a już na pewno można się do niego przyzwyczaić!
  Mówiąc najprościej i najogólniej disco polo to rodzaj muzyki (tak, mimo wszystko przez małe "m") tanecznej. Co ciekawe, ojczyzną tego typu grania jest Polska, przodkami muzyka ludowa, weselna, przyśpiewki, także muzyka elektroniczna. Obecnie disco polo staje się co raz bardziej powszechne, cieszy się stałym, dość wysokim zainteresowaniem. Wzrasta także obecność przedstawicieli tego gatunku w programach w telewizji ogólnodostępnej, którzy w różnorakiego rodzaju telewizyjnych show otrzymują spore uznanie publiczności. CO takiego jest w tym disco polo? Niby nikt nie lubi, nikt nie słucha, a jak przyjdzie co do czego, to każdy podśpiewuje z uśmiechem na ustach! :) Odpowiedzi na to pytanie nie znam, ale powiem Wam, jak to było w moim przypadku.
    

   Zaczęło się bardzo niewinnie. Od szkolnej wycieczki. Koledzy mieli małe, przenośne radio na baterie, z wejściem USB. A na ich pendrive.... samo disco polo! Dodam jeszcze, że wycieczka trwała 5 dni, podczas których bardzo dużo jeździliśmy autokarem. Na początku bardzo mi to przeszkadzało, denerwowałam się i krzyczałam na chłopaków, żeby wyłączyli tę pożal-się-Bożę muzykę. Po jakiś dwóch dniach po prostu przestałam na to zwracać uwagę, a z czasem złapałam się na tym, że... znam te teksty na pamięć i nucę je razem z kolegami. Zawsze uważałam, że disco polo to nie muzyka, tylko żenada, nie licząc wesel i wiejskich imprez. Po tej pamiętnej wycieczce stwierdziłam, że jednak coś w tym jest- ten gatunek po prostu poprawia humor, sprawia, że chcesz tańczyć, ale trzeba zachować umiar. Zbyt dużo disco naraz to gwarancja bólu głowy oraz frustracji! 
     Powtarzam jeszcze raz: fanką disco polo nie jestem i nigdy nie będę! Ale mam swoją małą playlistę, którą zrobiłam, bazując na wspomnieniach ze szkolnego autokaru. Nie uważam tego ani za hit, ani za kit- dla mnie to gdzieś dokładnie pośrodku. A co Wy o tym sądzicie? Słuchacie? Lubicie? To jak: hit czy kit? 

~Pta_szysko








Video dzięki Bloggerowym możliwością skorzystania z bazy You Tube.  Zarówno one jak i zdjęcia nie są mojego autorstwa, ani moją własnością.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rocznice, jubileusze, ale przede wszystkim- dobra Muzyka, dużo dobrej Muzyki!

    Dzisiaj chciałam trochę opowiedzieć o wydarzeniu, które miało miejsce w miniony weekend, a mianowicie o XVI Festiwalu im. Ryśka Riedla. Spełniło się jedno z moich muzycznych marzeń (jak do tej pory największe z nich) i udało mi się spędzić sobotnie popołudnie w towarzystwie tak przeze mnie ukochanych rockowo-bluesowych dźwięków, świetnych ludzi, a także- złożyć hołd wspaniałemu wokaliście. 
   Sobota była drugim dniem Festiwalu, gdyż w tym roku wyjątkowo trwał on 3 dni, a nie, jak w poprzednich latach, 2. Wyjątkowości dodało mu także to, iż na bieżący rok przypada zarówno 20. rocznica śmierci byłego lidera grupy Dżem, jak i 20. urodziny zespołu jego syna, czyli grupy Cree. Co muzycznego działo się na terenie Pól Marsowych w chorzowskim Parku Śląskim? W sobotnie popołudnie i wieczór zagościli tam zespół Sold My Soul, The Riders, kultowy już Kult, a imprezę zamykał jubileuszowy koncert Sebastiana Riedla&Cree. Jakie wrażenia? Dla mnie oczywiście niesamowite! Od lat jestem fanką Ryśka, Dżemu, od niedawna także Bastka, ale dopiero w tym roku po raz pierwszy wybrałam się na ten Festiwal organizowany i Ku Pamięci, i Ku Przestrodze. Podczas koncertów byłam w siódmym niebie: dobry rock, blues, ludzie tacy jak ja- wszystko dla mojego muzycznego idola. Co działo się w inne dni? Był rajd rowerowy, zlot motorowy, Leszek WinderKasa Chorych, Psy, Oddział Zamknięty... Żałuję, że mnie tam nie było, bo jak widać- warto nie opuścić ani jednego dnia! Niestety XVI edycja Festiwalu była wyjątkowa także ze względu na nieobecność zespołu Dżem- zespołu, który bez Ryśka by nie istniał, a już na pewno nie zaistniał. Nie znam szczegółów, wiem tylko, że była to ich decyzja, a nie brak zaproszenia ze strony organizatora. Nie chcę tego komentować, nie mając pełnej wiedzy na ten temat, ale nie powiem- zadra w sercu jest i pozostanie na długo. Mimo to, w sobotę spełniło się jedno z moich marzeń. Czego mi więcej trzeba?!
    Żeby jednak dodać temu wpisowi odrobinę więcej obiektywności, powiem zgodnie z prawdą, iż zaraz po przyjeździe do Parku Śląskiego w Chorzowie miałam mieszane odczucia. Cieszyłam się jak dziecko, ale czułam się także troszkę rozczarowana. Dlaczego? Trudno mi powiedzieć, czego dokładnie się spodziewałam, ale na ten Festiwal najlepiej jechać z paczką znajomych, na wszystkie dni, z namiotem... Ja pojechałam z tatą, który również jest fanem Riedla, rocka, Dżemu, trochę ostatnio słuchał Cree- przy okazji miałam darmową taksówkę na trasie Kraków-Tychy-Chorzów-Kraków. Okazuje się, że w takiej sytuacji, kiedy ktoś przyjeżdża na konkretny koncert, to zanim się on rozpocznie, po prostu można się trochę nudzić. Teren Festiwalu jest duży, jednak większą jego część zajmują sektory namiotowe, a tę mniejszą- kramy z koszulkami, biżu, torbami, jedzeniem, piwem, stoiska zespołów. Po jakiejś godzinie nie mieliśmy już za bardzo co robić, więc siedzieliśmy na trawie, obserwując zebranych ludzi i wydarzenia na scenie, choć do koncertu, na który czekaliśmy, zostało jeszcze sporo czasu. Oczywiście kiedy już zobaczyłam Kazika, a półtorej godziny później Bastka, złe wrażenie minęło. Pozostała tylko wyśmienita zabawa i szczęście. 
       Polecam wybrać się na Festiwal im. Ryśka Riedla, jeśli będą jego kolejne edycje, ale tylko wtedy, gdy ktoś rzeczywiście interesuje się jego osobą, muzyką rockowo-bluesową, i chce pojechać tam także dla jego pamięci, nie tylko dla dobrej zabawy oraz okazji do biwaku ze znajomymi. Ktoś chętny?















   Może spotkamy się tam za rok? :)

~Pta_szysko


  Zdjęcia są mojego autorstwa i są moją własnością.











środa, 16 lipca 2014

Muzyka zaślubiona z ekranem.

    Dziś nie wysiliłam się zbytnio i razem z tytułem podałam jak na tacy temat posta. Wybaczcie- to wszystko przez nieco dłuższą niż się spodziewałam przerwę w pisaniu w blogowej sferze. ;) Dla tych, którzy jednak nie od razu domyślili się o co chodzi, powiem krótko: dziś przedstawię Wam kilka melodii, piosenek- po prostu Muzykę- które znane są przede wszystkim z filmu lub serialu. Bardzo często jest tak, iż kojarzymy jakieś dźwięki tylko i wyłącznie dlatego, że słyszeliśmy je w kultowym przeboju kinowym albo w czołówce ukochanego sitcomu. Zapraszam więc na krótki spacer wraz z przewodnikiem po Muzyce zaślubionej z ekranem! :)

  • Moim pierwszym skojarzeniem, kiedy myślałam nad treścią dzisiejszego wpisu, było oczywiście He's a Pirate i Piraci z Karaibów. Muzykę skomponował Klaus Badelt, często za współautora(lub zamiennie autora) podaje się także Hansa Zimmer'a. Ten temat muzyczny stał się bardzo popularny, doczekał się mnóstwa gitarowych oraz klawiszowych coverów i jest najpopularniejszą melodią z filmu Piraci z Karaibów. Ktoś nie zna? Mam nadzieję, że jest to tylko pytanie retoryczne! ;)



  • Romantyczne dusze na pewno wyłapały wzruszającą piosenkę, którą śpiewa Celine Dione, płynącą wraz z bohaterami na pokładzie Titanica. Chodzi oczywiście o utwór My Heart Will Go On. Myślę, że większość ludzi podczas seansu na niej płacze, ale oczywiście większość nigdy się do tego nie przyzna. Nie wiem jak u Was, ale ta piosenka budzi we mnie jednoznaczne skojarzenia- Titanic! 


  • Przyszedł czas na kultowy już, obrośnięty niemałą legendą, serial i równie znaną piosenkę. Na pewno, a przynajmniej taką mam nadzieję, każdy widział choć jeden czarno-biały odcinek, nucąc pod nosem muzykę z czołówki. ....A my na tej wojnie, już sześć długich lat...- chodzi oczywiście o Balladę o pancernych, znaną także jako Deszcze niespokojne. Sprawa z osobą, z którą powinniśmy kojarzyć tę pieśń, jest trochę skomplikowana, gdyż autorem słów jest Agnieszka Osiecka, kompozytorem Adam Walaciński, a wykonawcą Edmund Fetting. Czterej pancerni i pies słyną z owej ballady i każdy kto ją gdziekolwiek usłyszy, dobrze wie, że mowa o Rudym 102 i Szariku.



  • Ten post nie obszedłby się bez słynnego The James Bond Theme. O rzeczywiste autorstwo wciąż trwają spory, niemniej jednak w większości przypisuje się je Monty'emu Normanowi, a pierwsze wykonanie- orkiestrze pod batutą Johna Barry'ego. Możemy usłyszeć go już w najstarszym filmie z 1962- Doktorze No. Cóż więcej mogę powiedzieć? Oto jeden z najsłynniejszych motywów filmowych na świecie.




  • Różowa Pantera! Któż jej nie zna i nie kocha? Tak samo jest z głównym saksofonowym motywem.  Gdy tylko słychać jego pierwsze takty, od razu przed oczami staje nam różowe, jakże urocze zresztą, stworzonko, o niebotycznie długim ogonie, zwinnym chodzie i zwariowanych przygodach. Przypominają się czasy dzieciństwa? Nie! Z Różowej Pantery, a przynajmniej z jej muzycznego motywu, nie da się wyrosnąć! :) 





  • Na koniec piosenka, która swoją sławę niezaprzeczalnie zyskała dzięki zaistnieniu w filmie i od tej pory jest kojarzona głównie z nim. A że i film kultowy, to nic złego w tym nie ma. The Time of My Life i finałowa scena Dirty Dancing stały się naprawdę nierozłączne! W rzeczywistości wykonują ją Jennifer Warnes oraz Bill Medley. Piosenka jest na wysokim poziomie i zapada głęboko w pamięć, co potwierdzają Oscar oraz Nagroda Grammy w kategorii Najlepsza piosenka, obie z 1988 roku. Wróćmy do niej na chwilę i... zakochajmy się w tych dźwiękach! 


    
     W tym momencie moja lista dobiega końca. Dlaczego? Bo jak teraz nie skończę, to tworzenie tego wpisu zajmie mi mnóstwo czasu! Przykłady utworów, które zyskały sławę, pojawiając się w filmie lub będąc specjalnie do niego napisane,można by mnożyć. Bo jest jeszcze chociażby Ojciec chrzestny, Gwiezdne wojny, Robin Hood, Zorro... Moją intencją nie było wymienianie ich wszystkich, a jedynie zwrócenie uwagi na to zaskakujące zjawisko, które osobiście nazwałam zaślubinami Muzyki z ekranem. Pokazuje ono korespondencję tych dwóch sztuk oraz to, jak mogą one być nawzajem sobie pomocne. Warto samemu stworzyć sobie listę takich tematów muzycznych czy piosenek. Po co? Żeby się nie zblamować, słysząc go nagle w radio czy na You Tube! :) 

~Pozdrawiam, Pta_szysko! 

Video dzięki Bloggerowym możliwością skorzystania z bazy You Tube.  Zarówno one jak i zdjęcia nie są mojego autorstwa, ani moją własnością.







piątek, 14 lutego 2014

Zasłużeni dla KONTRKULTURY.

      Dziś będzie trochę niemuzycznie, ale o Muzyce jak najbardziej. Czy tak się da? No jasne, jeżeli tylko w grę wchodzi... książka! Chcę dziś Wam pokazać bardzo fajne wydanie o ludziach, o których wielu boi się głośno mówić. A przynajmniej o niektórych ich twarzach, bo mieli ich wiele. Jest jednak pewien człowiek, któremu świat kontrkultury nie jest straszny, a który nawet podziwia tych, co ją stworzyli, a później pchnęli całą jej machinę do przodu. Ten człowiek to Max Cegielski. Po stworzeniu w radio Roxy audycji Leksykon buntowników postanowił po prostu zebrać to do tzw. kupy i stworzyć jej książkową wersję. I właśnie o tej cudownej publikacji dziś słów kilka. :) 



                            





      Co sam autor mówi o swoim dziele, a raczej jak tłumaczy sens jego wydania? Oto moja subiektywna historia buntu. Opowiedziałem ją poprzez biografie najbardziej charyzmatycznych postaci z panteonu muzyki i literatury(...) próbowałem sobie odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę łączy najdziwniejsze twarze kontrkultury. Czy ich losy splatają się w jedną opowieść? I o czym jest ta opowieść? Jedno wiem na pewno: nie znając tej historii, nie zrozumiemy, kim jesteśmy my sami. 
Mocne słowa. Ale nie bez pokrycia. To nie jest zwykłe przytoczenie faktów z życia znanych osób, które w pewien sposób powiedziały NIE współczesnemu im rozumieniu sztuki, kultury, stylu życia(i nie są to tylko muzycy). Max Cegielski zdaje się przenikać do wnętrza każdej z opisywanych postaci- do jej serca i rozumu. Wydaje się, że bada przyczynę ich twórczości, pokazując, że często ona bywa ważniejsza od  widocznych potem efektów. Poza tym Leksykon buntowników ukazuje całą tę "śmietankę" kontrkultury z bliska- kiedy czytam tę książkę, czuję się trochę jak operator kamery, podążający w ślad za tymi niepokornymi buntownikami. Możemy poznać zaskakujące ciekawostki, relacje łączące poszczególne znane nam nazwiska, codzienne środowisko, w jakim przebywali wszyscy bohaterowie książki Maxa Cegielskiego. Kim oni są? Oto kilka nazwisk, których działalności możemy przyjrzeć się jak przez lupę.







Myślę, że ogromnym plusem jest właśnie dobór bohaterów. Max Cegielski nie zrobił tego przypadkowo. W ogóle nic w tej książce zdaje się nie być przypadkiem. Są to postaci nie tylko niezwykle wyjątkowe i dla kontrkultury zasłużone, co także po prostu znane- tym bardziej wzrasta ciekawość możliwości bycia w ich świecie choćby dzięki paru kartkom papieru. Co jeszcze jest zaletą? Piękne wydanie pod względem graficznym, solidna, ciekawie skonstruowana okładka, przejrzysty tekst uzupełniony zdjęciami oraz fragmentami słów biografów i wydawców, które autor przytoczył. Polecam, nie tylko maniakom muzycznym. To książka, którą po prostu warto mieć, sięgać do niej i poznawać tych, którzy w pewnym stopniu ukształtowali naszą współczesność. Jak jeszcze mogę Was zachęcić? Słowami większych znawców ode mnie. Tymon Tymański: Musicie to przeczytać!(...) Warto przyjrzeć się biografiom charyzmatycznych rockersów z perspektywy buntu, nieprzystosowania, kontrkultury i kontestacji. Radio Rock: Nasza krwawica, lata walki. Wojciech Mann: Przy pierwszym spotkaniu z Maxem w Radiu Kolor od razu zwróciłem uwagę na jego głos. Wkrótce okazała się, że ma też słuch, gust i wszechstronną ciekawość... To co? Szorujcie do księgarni, bo warto. I nie tylko ja Wam to mówię! :)

[A jeżeli jeszcze nie czytaliście, sama kiedyś przygotowywałam pracę na temat buntowników, z krótkim opisem i fotorelacją. Odsyłam Was: JAWNE NIE x6. ]

~Ptaszysko



   

Zdjęcia pochodzą z mojego egzemplarza opisywanej książki.  Mojego autorstwa, moja własność. Kopiowanie prawnie zabronione!